31 stycznia 2010

powidoki

Warszawskie powidoki.. przerdzewiałym Śląskim okiem


Termometr załamywał skalę przy -18 .. tak tak wiem, najstarsi wikingowie pamiętają większe mrozy, no ale nikt nie powie że było ciepło. Nigdy nie uważałam się za mrozoodporną, ale spacer uskuteczniłam. Ludzi jak na lekarstwo .. co się dziwić, kto nie musiał z domu nie wychodził [ja nie musiałam a wyszłam]. Śnieg skrzypiał pod butami jakby go co bolało.

Jak to przy takich mrozach bywa słońce majestatycznie wisiało na nieboskłonie, leniwie chyląc się ku zachodowi lizało dachy domów. Elektryzująca nuta w słuchawkach i zgrabiałe z zimna ręce, w których straciłam już czucie [a które najpierw krzyczały żeby odłożyć ten cholerny aparat i schować je do kieszeni] nie pozwoliły mi popełnić sielankowego obrazu zamrożonej Stolicy [tzn jedno takie zdjęcie mam, ale to później]. Kombinując i majstrując trochę przy aparacie popełniłam kilka autystycznych kadrów. Taki tryptyk mi wyszedł .. o!

Bezcenna była pomidorówka w Barze Mlecznym [!] pod Barbakanem.


"Musisz zaakceptować ewentualność, że Bóg nie lubi Cię, nigdy Cię nie chciał, i prawdopodobnie Cię nienawidzi." Tyler Durden



Do momentu zeskanowania filmów nie miałam pojęcia co na nich wyszło, mimo wszystko najciekawsze i najpiękniejsze kadry pozostaną w głowie.

4 komentarze:

  1. przedziwne Ci efekty wyszły tego eksperymentu - interesujace ;), podoba mi się, że szukasz niespokojny duchu ;) kibicuję Ci cały czas, Ty wiesz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne wyszły Ci te zdjęcia, przyciągają uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  3. zawsze te naj pozostają w głowie, dlatego tyle radochy to sprawia i nie ma końca ;)
    zdrówki

    OdpowiedzUsuń